Podobno niektórzy „życzliwi”, po to, aby zdezawuować moje działania, mówią, że jestem Ukraińcem.
To nieprawda – jestem Polakiem.
Czy moje życie, to polska droga? Myślę że tak. Mógłbym zapisać się do ZSMP albo do ZSP, mógłbym być w Towarzystwie Przyjaźni Polsko – Radzieckiej. Wychować się mógłbym w domu rodziców „budujących” PRL w: UB, SB, ZOMO, KBW… Może wtedy nikt by mnie nie pytał o moją polskość?
Cóż to znaczy przynależeć do narodu?
Decydują pochodzenie, wychowanie i świadomy wybór.
Od trzeciego roku życia wychowywała mnie, samotnie Mama. Nazwisko noszę po niej. Rodziny ojca praktycznie nie znam – ale on był „stuprocentowym” Polakiem spod Pułtuska. Moja Mama pochodziła z terenów siedleckich. Moja Babcia z jej strony, to tamtejsza zagrodowa szlachta – Skolimowscy. Mój Dziadek od strony mamy – Grzegorz Czyżewski – był Ukraińcem, pułkownikiem w armii Petlury. Dziadek zmarł w 1936 roku, kiedy Mama miała cztery lata. W rodzinie mówiono, że Dziadek był w armii ukraińskiej, ale był Polakiem z Ukrainy – tak mówiono…
Mimo, że sam jestem historykiem, to przez wiele lat nie badałem tej sprawy uważając, że zajmowanie się historią rodzinną to coś jakby wstydliwego – jakbyśmy chcieli się dopisać do cudzej chwały, jakbyśmy przypinali sobie cudze ordery.
Stopniowo dowiadywałem się, o Dziadku i Pradziadku – Pawle Czyżewskim. O ich roli w historii Ukrainy, ale było to dla mnie jak czytanie starych baśni w wieku dorosłym – nie formowały mnie, nie towarzyszyły w dzieciństwie. Kilka lat temu dowiedziałem się o związku Czyżewskich z Hadziaczem i było to dla mnie ogromne zaskoczenie (Hadziacz jest przecież dla polsko-ukraińskich relacji symboliczny). Dwa lata temu, dziadka i jego brata, jako wyższych oficerów armii petlurowskiej, upamiętniono w tym mieście tablicą pamiątkową. Okazało się, że dziadek miał jeszcze drugiego brata, który został na Ukrainie i jego potomkowie wciąż żyją w Hadziaczu i jego okolicy.
Języka ukraińskiego uczyłem się stopniowo podczas wymian międzyszkolnych, które jako nauczyciel organizowałem. Kiedy zaproponowano mi objęcie stanowiska dyrektora Instytutu Polskiego w Kijowie, to musiałem włożyć wielki wysiłek, aby się ukraińskiego douczyć.
Tyle pochodzenie, a wychowanie…?
Moja Mama była wielką polską patriotką. Nie znosiła komunizmu. Jej niska emerytura była częściowo skutkiem tego, że chociaż pełniła obowiązki dyrektora kadr w swoim zakładzie pracy, to dyrektorem formalnie nie została, bo nie chciała wstąpić do PZPR – pamiętam rozmowę z nią na ten temat, kiedy mówiła mi o tym pewnego razu po powrocie z pracy (była rozżalona, ale też w pewnym sensie dumna ze swojego wyboru).
Wychowała mnie też epoka. Miałem 15 lat w okresie pierwszej „Solidarności”. Brałem udział w akcjach ulotkowych, chodziłem na demonstracje (pamiętam msze za Ojczyznę w kościele Świętego Krzyża i pamiętam swoją irytację na wezwania do pokojowego rozchodzenia się po mszach u księdza Jerzego na Żoliborzu – ja byłem wtedy bardzo radykalny, chciałem komunizm obalać siłą). Powoli też zaczynała się moja przygoda z historią i widziałem siebie jako kontynuatora powstańców 1863 – powoli stawałem się „Jagiellończykiem”.
Dwa lat z życia zabrał mi okres służby wojskowej. Po powrocie z wojska, składałem książki w podziemiu i stałem się jeszcze bardziej radykalny (szczegóły tu przemilczę). W okresie zmiany PRL na III RP znalazłem się na Wydziale Historycznym UW. Z tym przyszło moje działanie w NZS i Lidze Republikańskiej – część z tych znajomości to moi przyjaciele do dziś. Nie jestem tego pewien, ale chyba jakoś na studiach pierwszy raz pojechałem na Ukrainę – oczywiście do Lwowa, tak zwyczajnie turystycznie.
A mój wybór?
Jestem Polakiem. I to jestem nim w sposób mocny. W naszym, życiu są rzeczy które robimy „w ramach” naszej tożsamości narodowej i takie od niej niezależne (np.: kiedy jem zupę to nie jako Polak, tylko niejako „prywatnie”. Podobnie gdy się golę i jeżdżę na rowerze).
Otóż ja (jak zgodnie twierdzą ci, którzy mnie znają) – podczepiam pod swoją polskość, co się tylko da: chodzę po supermarketach z aplikacją „Pola” sprawdzając pochodzenie kupowanych towarów, mam na tapecie komputerowej Grottgera, a telefon dzwoni mi patriotyczną muzyką.
Problem polega na tym, że mamy różne polskości.
„Polską rządzą dwie trumny” – jak mówił Jerzy Giedroyć. Ja jestem „Rzeczpospolitakiem”. Jeśli według niektórych ta moja polskość nie jest polskością właściwą, to jestem w dobrym towarzystwie, jest przecież cała polska tradycja takiego traktowania naszej Ojczyzny. W ramach takiego podejścia do świata, narody dawnej Rzeczpospolitej są nam szczególnie bliskie. Nie tylko Ukraińcy, ale też Litwini i Białorusini, a także Żydzi. Inne myślenie o Polsce ja traktuję jako redukcję.
Wśród Ukraińców czuję się bardzo dobrze, ale nieco obco. Chyba pełniej odczuwam swoją przynależność do innej (łacińskiej) kultury.
Ukraińskie (anarchiczne niemal) pragnienie wolności czasem imponuje, a czasem wywołuje zwątpienie. Ukraińcy są – w moim odczuciu – zdecydowanie bardziej niż europejska średnia, spontaniczni i niezdyscyplinowani. Lubię to, że kiedy słyszą polski akcent, to wyrażają sympatię i jeśli tylko potrafią, to próbują coś powiedzieć po polsku – podczas obecnego pobytu na Ukrainie i podczas wcześniejszych wyjazdów ani razu (dosłownie: ani razu!) nie spotkałem się tu z narodową niechęcią do mnie – jako Polaka.
Jestem dumny z mojego Dziadka, pułkownika Grzegorza Czyżewskiego. Chyba najbardziej imponuje mi jego udział w II Pochodzie Zimowym w 1921 roku. Jako człowiek zachował się „jak trzeba”. Mam nadzieję, że moje „pochodzenie”, tak ważne w ukraińskim myśleniu o narodzie, pomoże mi dotrzeć do Ukraińców z opowieścią, jak wspaniała jest Polska i za co ja ją kocham.
Czy to polska droga?
Myślę że tak.
Mógłbym zapisać się do ZSMP albo do ZSP, mógłbym być w Towarzystwie Przyjaźni Polsko – Radzieckiej. Wychować się mógłbym w domu rodziców „budujących” PRL w: UB, SB, ZOMO, KBW…
Może wtedy nikt by mnie nie pytał o moją polskość?
Jestem Polakiem na Ukrainie i dobrze się z tym czuję.