Wiele lat temu Jerzy Giedroyć wypowiedział słynną myśl o „dwóch trumnach” (Piłsudskiego i Dmowskiego), „które rządzą Polską”. Oczywiście, zdanie to można odczytywać jako konstatacje zapóźnienia polskiej polityki, albo wskazywać na jakieś inne różnice między Piłsudskim i Dmowskim – jednak dla mnie jest ono symbolem nieredukowalnych wzajemnie do siebie typów polskości. W ramach tych dwóch wizji polskości ja wybieram tę „jagiellońską”. Jest to wizja bliskiej współpracy krajów tworzących I Rzeczpospolitą, odbudowy więzi między nimi i odbudowy wspólnej przestrzeni kultury.
„Jagiellońskiej Ojczyźnie” postanowiłem poświęcić nieco uwagi patrząc na nią pod różnymi kątami. Zważywszy, że te refleksje daleko wykraczają poza wpisy na Facebooku postanowiłem zrobić z tego kilka tekstów na blogu. Zapraszam
2. Prawdziwy początek – władca naprawdę Wielki
Patrząc na początki potęgi państw Jagiellonów, my Polacy widzimy zazwyczaj stopniowy wzrost siły Polski Piastów, której zwieńczeniem jest zebranie w XIV/XV wiekach ogromnych terytoriów. Symbolem takiego myślenia jest dla mnie malowanie na mapach historycznych na ten sam kolor państwa Bolesława Chrobrego i Rzeczpospolitej po Unii Lubelskiej (jedno i drugie to po prostu „Polska”). Co ciekawe taka wizja odpowiada nie tylko polskiemu nacjonalistycznemu myśleniu, ale także nacjonalistom litewskim i ukraińskim, z tą różnicą, że postrzegają oni ten proces jako zjawisko negatywne.
Przyznam, że ja widzę w takiej narracji nie tylko anachronizm, ale i zwykłe uproszczenie. Prawda była inna. W X-XI wiekach, na naszych terenach istniały państwa należące do władców. Zamiast mówić o „Polsce” i „Rusi Kijowskiej” poprawniej byłoby mówić o krajach Piastów i Rurykowiczów. Świadomość polityczna była w większości wypełniana przez wierność dynastii. Naturalne w takiej sytuacji podziały dzielnicowe w obu krajach, doprowadziły do politycznego osłabienia i wystawiły nasze tereny na presję cesarsko-niemiecką od zachodu i koczowiczo-mongolską od wschodu.
Tak reklamowane w naszej historii „zjednoczenie Polski” przez Władysława Łokietka w początkach XIV wieku, było zebraniem w jego ręku 30-40% tego co niemal dwa wieki wcześniej zostało podzielone przez jego prapradziada… Znaczna część ziem jakie wtedy nie weszły w skład łokietkowego państwa, pozostała poza naszymi granicami do … 1945 roku.
Ruś spustoszona przez Mongołów podzieliła się jeszcze głębiej… W najdalszym, zachodnim koncie, przetrwała myśl książęca szukająca ucieczki od mongolskiej zależności. Widziano ją w związkach z zachodem, w tym z sąsiednimi Piastami panującymi w Małopolsce i Mazowszu. Uważane za przodka współczesnej Ukrainy Księstwo Halicko-Włodzimierskie (bo to o nim mowa), w „łokietkowych” czasach gościło u siebie na tronie … Piasta z Mazowsza którego matka była Rurykowiczką…
Ów fragment Państwa Piastów i podobnej wielkości Rusińskie Księstwo Halicko-Włodzimierskie zjednoczył Kazimierz Wielki, przyjmując schedę po swoim ojcu z jednej i kuzynie z drugiej strony. Nie było mowy o kulturowym „wynarodowieniu”, a granice etniczne sprzed owego połączenia przetrwały do XX wieku – tyle, że w porównaniu z naszymi czasami, „etniczność” miała wtedy znikome znaczenie.
Ważnym zjawiskiem był natomiast stopniowy wzrost w tak skonstruowanym państwie, siły katolicyzmu i wraz z tym kultury i pisma łacińskiego, ale to wynikało z rosnącej, politycznej słabości Konstantynopola – centrum wschodniego, prawosławnego świata i było niezależne od społeczności mieszkającej nad Wisłą, Bugiem i Dniestrem.
Oddając szacunek Mieszkowi I i Bolesławowi Chrobremu, Włodzimierzowi Wielkiemu i Jarosławowi Mądremu, musimy jednak stwierdzić, że w o wiele większym stopniu jesteśmy potomkami Kazimierza, bo to jego konstrukcja trwała przez następne wieki stapiając oba światy w stopniu widocznym do dziś.