Pobyt w Kijowie, w trudnym i ważnym czasie wojny, jest niepowtarzalnym doświadczeniem. Nie chodzi mi jednak o niezdrową ekscytację niebezpieczeństwem i okrucieństwem; idzie mi raczej o możliwość patrzenia z bliska na ukraińskie społeczeństwo, na którym wojna wymusza zmiany tak głębokie, że to co zazwyczaj jest statyczne (w różnych planach), tutaj podlega przeistoczeniom widocznym gołym okiem.
Odbywająca się tu wielopłaszczyznowa rewolucja w świadomości falsyfikuje szereg modnych na świecie trendów – trzeba tylko uważnie się przyjrzeć. W takiej perspektywie Ukraina jest wielkim laboratorium funkcjonowania idei w XXI wieku, ponieważ wojna usunęła szereg „bezpieczników” kulturowej inercji i kierunki, w jakich płynie ukraińska świadomość pozwalają nam szerzej spojrzeć na szereg prawd ogólnych.
Ważne też jest pole inne obserwacji: Ukraina i Polska. Taki widnokrąg jest (mimo całej grozy wojny) niezwykle radosny i fascynujący zarazem. Można go obserwować niczym kochanków podczas wspólnego spaceru wiosennym popołudniem – kiedy uczucie bije z każdego ruchu czy gestu. Jak bardzo jesteśmy zdziwieni, kiedy dowiemy się, że przeżywająca miodowy miesiąc para była już ze sobą bardzo dawno temu i rozstała się w eksplozji publicznej awantury, w atmosferze wzajemnych oskarżeń i realnych zdrad, że wzajemnie zrobili sobie tyle złego… Wtedy ten ich „miodowy miesiąc” wydaje się tym dziwniejszy. Patrzą na siebie z miłością, tak jakby dopiero się dopiero poznali, a przecież byli również sobą wcześniej, wtedy kiedy robili sobie rzeczy najgorsze. Każdy okruch pamięci może więc być tu niczym mina.
Niemniej fascynująca jest trzecia płaszczyzna (po uniwersalnej i polsko – ukraińskiej): wewnątrz ukraińska. Ukraińcy próbują się ułożyć sami z sobą. Usiłują pojednać swoją realną i ugruntowaną (a jakże mogłoby być inaczej?!) sowiecką przeszłość z głębokim przekonaniem, że są częścią Zachodu. Kompleks wobec „wyższej” rosyjskiej kultury zderza się z przekonaniem o własnej supremacji nad północno-wschodnim, imperialnym sąsiadem – ta wyższość Ukrainy nad Rosją może być i realnie jest opisana jedynie bajkowo-Tolkienowskim językiem: Mordor i Orki, kontra świat Dobra. Zachłyśnięci narodową swobodą, współcześni Ukraińcy, są w stanie poświęcić naprawdę wiele dla obrony własnego, suwerennego, narodowego państwa, a jednak, niczym ćmy do świecy, podążają w kierunku globalizujących wszystko centrów kultury zachodniej – które im natychmiast zabiorą znaczną część tej wymarzonej niepodległości. Najbardziej patriotyczne społeczeństwo przeciw kamieniom młyńskim kosmopolityzującej wszystko kultury świata Zachodu – kolizja będzie naprawdę widowiskowa.
W każdym tekście istotny jest autor, oraz docelowy czytelnik. Sam tytuł „Moja Ukraina” może wprowadzać w błąd. W języku polskim – a może przede wszystkim w naszym polskim kodzie kulturowym – można taki tytuł zrozumieć przynajmniej na trzy sposoby.
„Moja Ukraina” oznaczać może deklaracje narodową. Byłoby to mylące. Mam do kraju nad Dnieprem znaczny sentyment, tutejszy „duch narodowy” w wielu aspektach bardzo mi odpowiada, jestem jednak tu obcy. W Polsce niektórzy zarzucają mi ukraińskość, znając moje częściowo ukraińskie korzenie. Dla mnie nie byłoby to zarzutem, ale obiektywnie rzecz ujmując i patrząc na mój osobisty kulturowy kod, jestem po prostu „jagiellońskim” Polakiem – w Ojczyźnie jest wielu takich jak ja. Nie, tytuł nie jest narodową deklaracją.
Można jednak rozumieć go odwrotnie: jako kolonialną (ewentualnie, postkolonialną) deklarację Polaka – jako uznanie prawa „własności” do Ukrainy. Kręgi silnie narodowo-nacjonalistyczne uwielbiają tę perspektywę. Dla nacjonalistów ukraińskich jest to dowód na „polską okupację”, a dla polskich na „misję cywilizacyjną” na „dzikich stepach” porównywalną do dziewiętnastowiecznej misji mocarstw kolonialnych w trzecim świecie.
Nie, tu odpowiedź jest zupełnie negatywna. Takie podejście uważam za błędne naukowo, kompromitujące moralnie i dowodzące licznych kompleksów (po obu stronach).
Jest wreszcie trzecie rozumienie tego tytułu: „Moja Ukraina” jako podkreślenie, że autor nie pretenduje do miana nosiciela prawdy obiektywnej. Spostrzeżenia dalej zawarte są tylko „moje”, są skutkiem mojego wykształcenia i przeżyć, którymi jednak chętnie podzielę się z czytelnikiem.
Do kogo kierowany jest ten zbiór tekstów? Głównie do moich rodaków. W porównaniu z krajami Zachodu, my Polacy znamy Ukrainę całkiem nieźle, ale jednak rozpaczliwie jednowymiarowo. Toniemy w stereotypach, co powoduje, że Ukraińcy nas „zaskakują” (ostatnio, na szczęście pozytywnie). W takiej sytuacji, głos z Ukrainy może (chociaż nie musi) być dla czytelnika odkrywczy, a przynajmniej ciekawy.
Chyba każdy lubi przeglądać się w cudzych oczach, więc te teksty mogą być też wartościowe również dla Ukraińców; może ten polski głos o Ukrainie pomoże im zrozumieć Polaków.
Jeżeli to, co jest dalej napisane będzie dla czytelników nie tylko ciekawe, ale i zmieni (choćby w minimalnym stopniu) ich poglądy i postawy, to będzie to dla mnie powód do głębokiej satysfakcji. Wzajemne zrozumienie jest teraz obu społecznościom potrzebne niczym powietrze.
Kijów, wiosna AD MMXXIII